Strony

sobota, 18 października 2014

Z psem w górach, czyli nieprzewidziany zgiełk i tłum turystów ;)

 

Z racji tego, że jestem szczęściarą i mieszkam 15 min. jazdy od najbliższego szlaku górskiego, w praktycznie każdy weekend wybieramy się w góry :D Oczywiście jeśli tylko pogoda nam sprzyja. Doświadczyłam w te wakacje burzy na jednym ze szczytów i na takie wyprawy mówię stanowcze NIE!

Wybór był prosty i szybki ;) Jednogłośnie ustaliłam, że będziemy wdrapywać się na Groń Jana Pawła II, a potem podejdziemy na pobliski Leskowiec. Już dawno tam nie byłam, a trasa jest dosyć przyjemna i baaardzo, ale to bardzo popularna. Jechałam z nadzieją, że nie będzie wielu człowieków na ścieżce, bo jednak chciałabym wypocząć, a nie przedzierać się przez tryliony turystów.


Niestety ja jak to ja, człowiek nie za bardzo ogarniający życie, totalnie zapomniałam sprawdzić czy w tą niedziele na szczycie jest odprawiana msza (tak, na Groniu znajduję się kaplica, a w niej regularnie są odprawiane nabożeństwa). Widząc tysiące aut, które dosłownie oblężyły krawężniki, polany, dróżki już km przed samym wejściem na szlak :/ trochę mi się ta wyprawa odwidziała. No ale cóż, postanowiłam jakoś to przeżyć i sprawdzić jak jest z naszym socialem :D

Niestety albo stety byliśmy jedynymi osobami, które wchodziły pod górę, gdyż była to godzina 13 – wtedy kończyła się msza i wszyscy wracali do domu. Nie wiem ile tysięcy ludzi minęliśmy, ale wiem na pewno, że to było straszne, męczące i wkurzające. Widziałam, że Abi również nie czuje się specjalnie komfortowo psychicznie, gdyż zgiełki i tłumy strasznie ją męczą.

Drogę na szczyt wspominam mieszanymi uczuciami, gdyż z jednej strony byłam na siebie tak strasznie zła, że wybrałam się na Groń w najgorszym z możliwych momentów, a z drugiej strony rozpierała mnie duma z mojej córki <3 Sunia nikogo nie zaczepiała, pięknie się odwoływała. W stosunku do psów też nie mam żadnych zarzutów, szybkie witanko i od razu szła dalej, bez szalonych kregów radości, które były nieodłącznym elementem każdej nowej znajomości i które tak wkurzały pańcie ;) A niektóre psy, wręcz ignorowała, co jest wielkim przełomem, gdyż jak już wiele razy pisałam, Abi miała straaaszne problemy z opanowaniem emocji. Oczywiście teraz też nie jest idealnie, ale potrafią ją wybić już z stanu, w którym nic do niej nie dociera. Nie zwracała uwagi na biegające i krzyczące dzieci, nie bała się wrzasków, huków, dziwnych (w jej rozumieniu) przedmiotów jak parasole, kosze na śmieci itd. Jedynie przestraszyła się zbiegających z góry koni, ale jej to wybaczam ;) Bardzo ładnie się też skupiała i pięknie pracowała mimo zmęczenia i tysiącu rozproszeń na krótkiej sesji, którą zrobiłyśmy po odpoczynku na szczycie ;D Do dzisiaj, gdy o tym pomyśle pojawia się rogal na mojej twarzy. Wreszcie widać efekty ciężkiej pracy, którą włożyłam w poskramianie tej bestii. Normalnie cud malina!

Tutaj już opustoszały Groń, wyobraźcie sobie co było wcześniej :O 


Niestety dalej będę narzekać na nasze społeczeństwo :/ Ciągłe zaczepianie psa, wołanie, cmokanie, wyciąganie rąk, pobieżne głaskanie po grzbiecie bez zapytania, rzucanie kamyków i patyków, żeby pies przyniósł… Oprócz tego zachowanie innych właścicieli czworonogów, zostawię bez komentarza. Zdarzały się wyjątki, ale 80 % osób, na widok mojego psa, ściągało nagle smycz (dusząc przy tym swojego) i szło z nim w jakże wygodnej pozycji, z przednimi łapami zawieszonymi w powietrzu :/ Nie obyło się też bez dzieci prowadzących na smyczy 70 kg psa, a kiedy mama dzieciaka w końcu zobaczyła, że z drugiej strony zbliża się mój, zaczynała biec i krzyczeć; TRZYMAJ GO MOCNO!!! Jednak najgorszy był widok pani z czworonogiem, który musiał przebyć trasę pod górę z chorą łapą… Nie rozumiem jak można wziąć kulawego psa, który pomyka na 3 łapkach w takie warunki… głupota ludzka nie zna granic. Oczywiście nasłuchałam się też z 20 debat psich ,,ekspertów’’, ale akurat one mi nie przeszkadzają, bo można się pośmiać ;D Nawet dowiedziałam się od jednej pani, że jej pies po wyjściu na Leskowiec miał takie zakwasy, że piszczał gdy go podnosiła i nie mógł wskoczyć na kanapę ;)

Schodziło się już bardzo przyjemnie, gdyż wtedy świeciło pustkami i można było wreszcie odpocząć i odetchnąć ;) To na pewno był mega social dla Abi i duże wyzwanie, które na szczęcie zakończyło się powodzeniem :D Nie obyło się oczywiście bez 1000 zdjęć, ale cóż się dziwić skoro widoki po prostu zapierały dech w piersiach…




Jutro wybieramy się podbić kolejny szczyt, 
więc spodziewajcie się foto i wpiso-relacji z tego wypadu :D

            

9 komentarzy:

  1. Ech, zazdroszczę Wam, że macie tak blisko góry. Ja mieszkam w Krakowie, więc na pewno bliżej Tatr niż ktoś znad morza, ale to i tak daleko. Szkoda, że było tyle ludzi, ale wszystko ma swoje dobre strony. Piękne zdjęcia, z tego co widzę, na szczęście nie zawsze towarzyszył Wam tłum. Świetnie że Abi tak dobrze się spisała, mi by nie przeszkadzało takie radosne witanie się z innymi psiakami :).

    Pozdrawiamy
    Evily i Daisy

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę Wam, że mieszkacie tak blisko gór. Muszą tam być cudne tereny *.* Śliczne zdjęcia. Ja też zawsze narzekam na nasze społeczeństwo. Jak raz byłam z Lusią nad jeziorem to była puszczona i podleciała do takiej pani z yorkiem. Ta zamiast dać przywitać się psom lub po prostu wziąć go na ręce. Pociągnęła smycz do góry, smycz się kręciła, a pies wisiał na obroży w powietrzu kręcąc się jak helikopter :/ Wiele jeszcze dziwnych przypadków doświadczyłam :( Czekam na kolejnego posta :)
    Pozdrawiamy
    Ala i Luna

    OdpowiedzUsuń
  3. ale pięknie tam! I jak Abi pasuje kolorem :D Widzę zdjęcie na pniu to podstawa wyjazdu w góry z psem :D

    Niestety ludzie są straszni, upierdliwi, często po prostu durni, bo inaczej się tego nazwać nie da. Niestety (albo stety właśnie?) G'Iro nie znosi dotykania znienacka i na każde cmokania reaguje odejściem na bok, ludzi stara się omijać, nie reaguje na wołanie, a nagłe dotykanie zwykle kwituje wyszczerzeniem zębów z prośbą, aby go nie dotykać :p Z jednej strony tego nie lubię, z drugiej szkoda mi go było jako szczeniaka np. w tramwaju, gdzie był wiecznie oblegany i wiecznie musiałam kogoś odganiać, a tu nagle też z tyłu jakaś ręka łapie go nagle na głowę… Dzieci nie znosi już totalnie, z wiadomego powodu..

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie noo super macie. Tak blisko gór. Ja to trochę mam do nich. Jazda autem około 50 km i już ;p Świetne zdjęcia ;) Widoki zapierają dech w piersiach. Ale to są góry i mają w sobie to piękno :)
    Co do ludzi to ehh.. nie warto się wypowiadać. Mieszkam na wsi ale czasem ludzie nie myślą. Podchodzą głaszczą psa, ja nic nie mam do tego ale znam psa i jak jej się ktoś nie spodoba to może złapać za rękę, przekonałam się o tym już parę razy ale do tego się nie dziwie bo to były osoby pijane. Ale problem pojawia się jak idę na miasto z psem. Zainteresowanie jest prawie od każdej osoby. Usłyszę pochwały jaki to piękny piesek a od innych krytykę bo ta obroża a bo źle trzymam smycz a że pies jest za chudy raz za gruby itd. Ewentualnie to jak kiedyś taki przypadek że taka miła pani kłóciła się ze mną jakiego to ja mam psa. Stwierdziła że to lablador... no tak z panią się nie wygra więc przyznałam rację i dumnie odeszła ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo zazdroszczę Wam mieszkania w takim miejscu. Ja uwielbiam góry, a jestem tam tak rzadko.
    Super, że psina tak pięknie się zachowuje. My ćwiczymy nad tym co Wy macie właściwie opanowane i jakoś nam to nie wychodzi.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zazdroszczę gór :)) My mamy morze hihi :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie :) Góry są piękne, sama uwielbiam chodzić po nich, lub zjeżdżać na nartach :)
    Zapraszam do mnie na konkurs i nie tylko! :)
    http://merry-dogs.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękne zdjęcia i niesamowity piesek :) Najlepszy przyjaciel człowieka !
    Pozdrawiam ciepło..

    OdpowiedzUsuń