Z racji
tego, że jestem szczęściarą i mieszkam 15 min. jazdy od najbliższego szlaku
górskiego, w praktycznie każdy weekend wybieramy się w góry :D Oczywiście jeśli
tylko pogoda nam sprzyja. Doświadczyłam w te wakacje burzy na jednym ze
szczytów i na takie wyprawy mówię stanowcze NIE!
Wybór był
prosty i szybki ;) Jednogłośnie ustaliłam, że będziemy wdrapywać się na Groń
Jana Pawła II, a potem podejdziemy na pobliski Leskowiec. Już dawno tam nie
byłam, a trasa jest dosyć przyjemna i baaardzo, ale to bardzo popularna.
Jechałam z nadzieją, że nie będzie wielu człowieków na ścieżce, bo jednak
chciałabym wypocząć, a nie przedzierać się przez tryliony turystów.
Niestety
ja jak to ja, człowiek nie za bardzo ogarniający życie, totalnie zapomniałam
sprawdzić czy w tą niedziele na szczycie jest odprawiana msza (tak, na Groniu
znajduję się kaplica, a w niej regularnie są odprawiane nabożeństwa). Widząc
tysiące aut, które dosłownie oblężyły krawężniki, polany, dróżki już km przed
samym wejściem na szlak :/ trochę mi się ta wyprawa odwidziała. No ale cóż,
postanowiłam jakoś to przeżyć i sprawdzić jak jest z naszym socialem :D
Niestety
albo stety byliśmy jedynymi osobami, które wchodziły pod górę, gdyż była to
godzina 13 – wtedy kończyła się msza i wszyscy wracali do domu. Nie wiem ile
tysięcy ludzi minęliśmy, ale wiem na pewno, że to było straszne, męczące i
wkurzające. Widziałam, że Abi również nie czuje się specjalnie komfortowo
psychicznie, gdyż zgiełki i tłumy strasznie ją męczą.
Drogę na
szczyt wspominam mieszanymi uczuciami, gdyż z jednej strony byłam na siebie tak
strasznie zła, że wybrałam się na Groń w najgorszym z możliwych momentów, a z
drugiej strony rozpierała mnie duma z mojej córki <3 Sunia nikogo nie
zaczepiała, pięknie się odwoływała. W stosunku do psów też nie mam żadnych
zarzutów, szybkie witanko i od razu szła dalej, bez szalonych kregów radości,
które były nieodłącznym elementem każdej nowej znajomości i które tak wkurzały
pańcie ;) A niektóre psy, wręcz ignorowała, co jest wielkim przełomem, gdyż jak
już wiele razy pisałam, Abi miała straaaszne problemy z opanowaniem emocji.
Oczywiście teraz też nie jest idealnie, ale potrafią ją wybić już z stanu, w którym
nic do niej nie dociera. Nie zwracała uwagi na biegające i krzyczące dzieci,
nie bała się wrzasków, huków, dziwnych (w jej rozumieniu) przedmiotów jak parasole,
kosze na śmieci itd. Jedynie przestraszyła się zbiegających z góry koni, ale
jej to wybaczam ;) Bardzo ładnie się też skupiała i pięknie pracowała mimo
zmęczenia i tysiącu rozproszeń na krótkiej sesji, którą zrobiłyśmy po
odpoczynku na szczycie ;D Do dzisiaj, gdy o tym pomyśle pojawia się rogal na
mojej twarzy. Wreszcie widać efekty ciężkiej pracy, którą włożyłam w
poskramianie tej bestii. Normalnie cud malina!
Niestety
dalej będę narzekać na nasze społeczeństwo :/ Ciągłe zaczepianie psa, wołanie,
cmokanie, wyciąganie rąk, pobieżne głaskanie po grzbiecie bez zapytania,
rzucanie kamyków i patyków, żeby pies przyniósł… Oprócz tego zachowanie innych
właścicieli czworonogów, zostawię bez komentarza. Zdarzały się wyjątki, ale 80
% osób, na widok mojego psa, ściągało nagle smycz (dusząc przy tym swojego) i
szło z nim w jakże wygodnej pozycji, z przednimi łapami zawieszonymi w
powietrzu :/ Nie obyło się też bez dzieci prowadzących na smyczy 70 kg psa, a
kiedy mama dzieciaka w końcu zobaczyła, że z drugiej strony zbliża się mój,
zaczynała biec i krzyczeć; TRZYMAJ GO MOCNO!!! Jednak najgorszy był widok pani
z czworonogiem, który musiał przebyć trasę pod górę z chorą łapą… Nie rozumiem
jak można wziąć kulawego psa, który pomyka na 3 łapkach w takie warunki…
głupota ludzka nie zna granic. Oczywiście nasłuchałam się też z 20 debat psich
,,ekspertów’’, ale akurat one mi nie przeszkadzają, bo można się pośmiać ;D
Nawet dowiedziałam się od jednej pani, że jej pies po wyjściu na Leskowiec miał
takie zakwasy, że piszczał gdy go podnosiła i nie mógł wskoczyć na kanapę ;)
Schodziło
się już bardzo przyjemnie, gdyż wtedy świeciło pustkami i można było wreszcie
odpocząć i odetchnąć ;) To na pewno był mega social dla Abi i duże wyzwanie,
które na szczęcie zakończyło się powodzeniem :D Nie obyło się oczywiście bez
1000 zdjęć, ale cóż się dziwić skoro widoki po prostu zapierały dech w
piersiach…
Jutro wybieramy się podbić kolejny szczyt,
więc spodziewajcie się foto i wpiso-relacji z tego wypadu :D
Ech, zazdroszczę Wam, że macie tak blisko góry. Ja mieszkam w Krakowie, więc na pewno bliżej Tatr niż ktoś znad morza, ale to i tak daleko. Szkoda, że było tyle ludzi, ale wszystko ma swoje dobre strony. Piękne zdjęcia, z tego co widzę, na szczęście nie zawsze towarzyszył Wam tłum. Świetnie że Abi tak dobrze się spisała, mi by nie przeszkadzało takie radosne witanie się z innymi psiakami :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy
Evily i Daisy
Zazdroszczę Wam, że mieszkacie tak blisko gór. Muszą tam być cudne tereny *.* Śliczne zdjęcia. Ja też zawsze narzekam na nasze społeczeństwo. Jak raz byłam z Lusią nad jeziorem to była puszczona i podleciała do takiej pani z yorkiem. Ta zamiast dać przywitać się psom lub po prostu wziąć go na ręce. Pociągnęła smycz do góry, smycz się kręciła, a pies wisiał na obroży w powietrzu kręcąc się jak helikopter :/ Wiele jeszcze dziwnych przypadków doświadczyłam :( Czekam na kolejnego posta :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy
Ala i Luna
ale pięknie tam! I jak Abi pasuje kolorem :D Widzę zdjęcie na pniu to podstawa wyjazdu w góry z psem :D
OdpowiedzUsuńNiestety ludzie są straszni, upierdliwi, często po prostu durni, bo inaczej się tego nazwać nie da. Niestety (albo stety właśnie?) G'Iro nie znosi dotykania znienacka i na każde cmokania reaguje odejściem na bok, ludzi stara się omijać, nie reaguje na wołanie, a nagłe dotykanie zwykle kwituje wyszczerzeniem zębów z prośbą, aby go nie dotykać :p Z jednej strony tego nie lubię, z drugiej szkoda mi go było jako szczeniaka np. w tramwaju, gdzie był wiecznie oblegany i wiecznie musiałam kogoś odganiać, a tu nagle też z tyłu jakaś ręka łapie go nagle na głowę… Dzieci nie znosi już totalnie, z wiadomego powodu..
Pięknie *,*
OdpowiedzUsuńNie noo super macie. Tak blisko gór. Ja to trochę mam do nich. Jazda autem około 50 km i już ;p Świetne zdjęcia ;) Widoki zapierają dech w piersiach. Ale to są góry i mają w sobie to piękno :)
OdpowiedzUsuńCo do ludzi to ehh.. nie warto się wypowiadać. Mieszkam na wsi ale czasem ludzie nie myślą. Podchodzą głaszczą psa, ja nic nie mam do tego ale znam psa i jak jej się ktoś nie spodoba to może złapać za rękę, przekonałam się o tym już parę razy ale do tego się nie dziwie bo to były osoby pijane. Ale problem pojawia się jak idę na miasto z psem. Zainteresowanie jest prawie od każdej osoby. Usłyszę pochwały jaki to piękny piesek a od innych krytykę bo ta obroża a bo źle trzymam smycz a że pies jest za chudy raz za gruby itd. Ewentualnie to jak kiedyś taki przypadek że taka miła pani kłóciła się ze mną jakiego to ja mam psa. Stwierdziła że to lablador... no tak z panią się nie wygra więc przyznałam rację i dumnie odeszła ;)
Bardzo zazdroszczę Wam mieszkania w takim miejscu. Ja uwielbiam góry, a jestem tam tak rzadko.
OdpowiedzUsuńSuper, że psina tak pięknie się zachowuje. My ćwiczymy nad tym co Wy macie właściwie opanowane i jakoś nam to nie wychodzi.
Pozdrawiam :)
Zazdroszczę gór :)) My mamy morze hihi :D
OdpowiedzUsuńFajnie :) Góry są piękne, sama uwielbiam chodzić po nich, lub zjeżdżać na nartach :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na konkurs i nie tylko! :)
http://merry-dogs.blogspot.com/
Piękne zdjęcia i niesamowity piesek :) Najlepszy przyjaciel człowieka !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło..